Co prawda od przesłuchania byłego premiera Donalda Tuska minęło już kilka dni, jednak warto w tym miejscu odnieść się do wydarzeń, które towarzyszyły przyjazdowi byłego premiera.
Już pewien czas przed przyjazdem Tuska został przygotowany grunt medialny pod to wydarzenie. Zastępy mediów głównego nurtu oraz niektórzy posłowie opozycji prześcigali się w znaczeniu przyjazdu szefa rady europy do Warszawy. Szczyty absurdu stawały się coraz wyższe; niektórzy z posłów zdawali się traktować przyjazd Tuska jako jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski w XXI wieku. Prawdziwe wodze fantazji przekroczył jednak Jacek Protasiewicz, jeden z założycieli "Europejskich demokratów", który uniesiony entuzjazmem porównał przyjazd byłego premiera do....... przyjazdu Ignacego Paderewskiego przed wybuchem powstania wielkopolskiego.
Cóż, przyjazd Tuska w pełni potwierdził słabość opozycji, która rozpaczliwie szuka mocnego i silnego lidera. Dzisiaj takowego nie widać, bo zarówno pan Petru jak i Schetyna nie są wystarczająco silnymi osobowościami, aby porwać za sobą tłumy. Do tego dochodzą jeszcze walki wewnętrzne i wzajemne pretensje, które choć często skrzętnie ukrywane wychodzą na światło dzienne. Dla niektórych zatem Tusk wydaje się pewnego rodzaju wybawieniem; chociaż nie wiadomo czy to wybawienie dla opozycji totalnej kiedyś nadejdzie. Były premier dostał bowiem ciepłą posadkę w Brukseli na następną kadencję i nie zanosi się na to, aby chciał zrezygnować z tejże jakże intratnej finansowo funkcji szefa rady europejskiej. Zatem opozycja totalna ma dosyć duży problem i nawet tłumy powitalne składające się z wiernych oddanych zwolenników pod przewodnictwem pani Kopacz i posła Szczerby mogą okazać się niewystarczające.
